Dużo ostatnio myślę o modlitwie prośby. Szczególnie za ludzi, którzy nie otrzymali tego daru jakim jest wiara. Czy moja modlitwa za nich ma sens, skoro Dobry Ojciec i tak chce dla nich tego, co najlepsze.. Czuję, że ta modlitwa pomaga mnie samej, przez nią rośnie moja wiara i nadzieja i zaufanie, że Pan Bóg dotrze do każdego we właściwym czasie.. ale czy ma realny wpływ na to, że ktoś zapragnie, zechce się otworzyć i „wystawić”.. czy moja modlitwa zmienia plany Boga..?
Z odpowiedzią przyszedł werbista cytując odważne targowanie się Abrahama o każdego sprawiedliwego z Sodomy i Gomory.. myślę też o Maryi, która w Kanie Galilejskiej uprosiła Jezusa, „chociaż nie nadeszła jeszcze Jego godzina”..
Modle się o dar wiary. Podobno tej modlitwy Bóg zawsze wysłuchuje. Możliwe, że dzisiaj same słowa są niewystarczające, może potrzebna jest też z mojej strony jakaś ofiara, post.. Wiem też, że Bóg nigdy nie pogwałci wolnej woli człowieka. To musi być jego wybór, otwarte serce. W tym momencie zastanawiam się nad otwartością na Boga serca św. Pawła..
Padre Eryk z tropiku mówił, że uczynkami miłości zdobywam serce Boga. Nie jak na targu, przekupując Go i szantażując wyrzeczeniami, które mnie kosztują majątek, ale ofiarami składanymi w wolności i zaufaniu. Spodobała mi się myśl o tym, że każdy z nas ma jakiś rachunek w niebie, na który przelewa krople miłości. Czasem do tych drobnych uczynków miłości dodaję dopisek: „Panie Boże, to na skrzynkę Pedro, na konto jego wiary”.
Z uśmiechem wracam też do mojej Małej Tereski, która miała podobne pragnienie..
„Słyszałam kiedyś jak rozmawiano o wielkim zbrodniarzu, który miał być skazany na śmierć za straszne morderstwa; wszystko wskazywało na to, że umrze nie okazując żalu. Chciałam za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by poszedł do piekła, i wykorzystałam w tym celu wszystkie dostępne mi środki. (…), ofiarowałam Dobremu Bogu wszelkie nieskończone zasługi Naszego Pana, skarby Kościoła Świętego, wreszcie poprosiłam Celinę, by zamówiła Mszę św. w moich intencjach, (…) nie tylko mnie nie wyśmiała, ale jeszcze obiecała pomóc mi w nawróceniu mego grzesznika, co też przyjęłam z wdzięcznością, chciałam bowiem, by wszystkie stworzenia zjednoczyły się ze mną w celu uzyskania łaski dla winnego. W głębi serca czułam pewność, że moje pragnienia będą zaspokojone, niemniej, chcąc na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników, mówiłam Dobremu Bogu, że ufając niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa, jestem najzupełniej pewna, iż przebaczy biednemu nieszczęśnikowi Pranziniemu i wierzyć w to będę nawet wtedy, gdyby nie wyspowiadał się i nie okazał żadnego znaku skruchy, jednak o ten znak proszę, proszę jedynie dla zwykłej mojej pociechy… Moja modlitwa została wysłuchana dosłownie! (…) Nazajutrz po jego egzekucji wpadł mi w ręce dziennik: „La Croix”. Otworzyłam go pośpiesznie i co zobaczyłam?… (…) Pranzini bez spowiedzi wstąpił na szafot i gotował się do włożenia głowy w ponury otwór, gdy nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem, obrócił się, chwycił Krucyfiks podany mu przez kapłana i trzykroć ucałował jego święte rany!… Potem jego dusza poszła przyjąć miłosierny wyrok (…)”
Tak więc… modlę się i może nie zobaczę ich nawrócenia, ale wierzę, że ono się dokona. W tej drodze nawracam się sama..
Tak zupełnie na koniec myślę sobie, że chyba tez nie ma jednego i jedynego planu na nasze życie. Padre Eryk powiedział, że życie jest jak droga np. z Bałtyku do Bieszczad (tak na nasze polskie myślenie :P). Celem są Bieszczady, a którą drogą pojedziemy nie ma tak wielkiego znaczenia, można wymodlić inną trasę, On pobłogosławi naszym wyborom, postojom, okrążeniom..